Br. Augustyn Paweł Nadolski SVD należał do zgromadzenia księży werbistów - misjonarzy, którzy jako Zgromadzenie Słowa Bożego pojawili się na ziemiach polskich dopiero po pierwszej wojnie światowej.
W 1919 roku werbiści pojawili się w Poznaniu, a rok później w Bytomiu. W Poznaniu podjęli studia na tamtejszym uniwersytecie, zaś w Bytomiu zajęli się przede wszystkim redagowaniem „Kalendarza Królowej Apostołów”, „Skarbu Rodzinnego” i „Dzwonka Maryi” dla Sodalicji Mariańskich. Pracowali również w duszpasterstwie polskim. Życie polskich werbistów okresu międzywojennego koncentrowało się w Górnej Grupie, gdzie od 1927 r. mieściła się siedziba Regionała, a od 1935 r. Prowincjała Polskiej Prowincji. Tu mieścił się również nowicjat braci. Tutaj też 1 kwietnia 1927 roku pojawił się Paweł Nadolski, syn Antoniego i Julianny z domu Karsznia, urodzony w Mechelinkach 18 września 1900 roku. Ochrzczony został 10 dniu po urodzeniu, w parafii pw. Św. Michała Archanioła w Oksywiu. Wpis w metrykalnej księdze chrztów przypomina, że jego chrzestnymi byli Józef Mose i Jadwiga Trybull z Mechelinek.
8 września 1928 roku został przyjęty do nowicjatu, aby co roku, w tym samym dniu, od roku 1930 do 1933 składać śluby czasowe, a 8 września 1936 roku, jako brat zakonny, złożyć profesję wieczystą. W zgromadzeniu księży misjonarzy werbistów otrzymał zakonne imię Augustyn.
Można śmiało powiedzieć, że do dziś pozostaje legendą swojego zgromadzenia. Został zapamiętany, jako niesamowicie gorliwy zakonnik, ojciec wielu powołań. Jego życie i działalność wspominają nie tylko żyjący jeszcze księża werbiści, którzy uważają go za narzędzie Pana Boga w zrodzeniu się ich własnego powołania, ale także jeden z artykułów autorstwa o. Alfonsa Labudy, wydany na łamach czasopisma "Misjonarz", w 2007 roku. Poniżej treść wspomnianego artykułu.
Brat kolporter i brat furtianin
Był rok 1948, kiedy po raz pierwszy usłyszałem od mojej Mamy: „Misje przyjechały”. Oznaczało to, że w naszym domu pojawi się postać Brata Augustyna z Górnej Grupy. Ustawały wówczas wszelkie prace i zajęcia. Wszyscy obowiązkowo gromadzili się w obszernej kuchni. Na stole kuchennym pojawiał się biały obrus, pachniało dobrą kawą. Oczywiście była ona przeznaczona dla wielkiego Gościa i Rodziców. Dla dzieci była słodka kawa zbożowa. Na kilka godzin Braciszek (określenie to wyrażało na naszym terenie najwyższy szacunek) stawał się najważniejszą osobą. Słuchaliśmy wieści misyjnych z dalekiego świata. Wszystkie dzieci musiały się przedstawić i powiedzieć, ile mają lat, co robią i kim chcą być w przyszłości. Miałem dwanaście lat, kiedy Brat Augustyn zapytał mnie, czy po skończeniu szkoły podstawowej nie chciałbym przyjść do niższego seminarium w Górnej Grupie k. Grudziądza, by w przyszłości zostać misjonarzem. Nie bardzo wiedziałem, co odpowiedzieć. Ale Brat Augustyn polecił mi, bym zaraz zapisał się do ministrantów. Żeby nie zapomnieć o Górnej Grupie, z wielkiej torby podróżnej ukrytej pod szeroką peleryną wylądował na stole Kalendarz Słowa Bożego na rok 1948. Te odwiedziny powtarzały się każdego roku.
Brat Augustyn, w świecie Paweł Nadolski, urodził się w 18 września 1900 r. jako piąty syn państwa Antoniego i Julianny z domu Karsznia, nad Zatoką Pucką w Mechelinkach, w gminie Kosakowo, powiat Wejherowo (dziś powiat Puck). Ochrzczony został w jednym z najstarszych kościołów na Wybrzeżu pw. św. Michała na Oksywiu, odległym od Mechelinek o dwie godziny drogi pieszej. Zapamiętał z najmłodszych lat, że gdy ojciec wracał z kościoła, kładł się na ławce przed domem, aby odpocząć. Ojciec zmarł w 1907 r. Do szkoły podstawowej chodził Paweł do pobliskich Mostów. Kiedy miał 16 lat, musiał z matką prowadzić 15-hektarowe gospodarstwo, bo starsi bracia zostali powołani na front. Trwała I wojna światowa. W 1926 r. zaczął pracować w Gdyni przy budowie portu. Widok morza zawsze go fascynował, a teraz kazał myśleć o tym, co jest za horyzontem. W 1923 r. w Górnej Grupie powstał ośrodek misyjny werbistów. Od 1925 r. z tego miejsca zaczęły rozchodzić się czasopisma misyjne. Trafiły również do rąk Pawła, który wciąż jeszcze był kawalerem poszukującym woli Bożej. Nagle wszystko stało się jasne. 1 kwietnia 1927 r. przekroczył bramy zakładu misyjnego w Górnej Grupie. „W klasztorze zastałem spokój i ciszę oraz miłą atmosferę wśród współbraci.” Rozpoczął się okres przygotowania do przyszłej pracy brata-misjonarza. 8 września 1928 r. otrzymał strój zakonny i nowe imię, Augustyn. Obłóczyny, a zwłaszcza śluby zakonne zawsze uważano w Kościele za drugi chrzest, a przy chrzcie otrzymuje się nowe imię. Przez najbliższe dwa lata pracował na gospodarstwie rolnym. Procentowało doświadczenie wyniesione z domu. Sam opowiadał, jak przy dojeniu krów śpiewał Godzinki o Najświętszej Marii Pannie w myśl dawnej piosenki: „Ach, mój Boże, w tym klasztorze rano trzeba wstać. Rano, rano, raniusieńko Godzinki śpiewać...”
Misjonarz na Kaszubach
W rok po złożeniu pierwszych ślubów zakonnych, 8 września 1930 r. został przez przełożonych powołany do grupy podróżujących braci kolporterów. „30 czerwca 1931 r. wyruszyłem w świat. Cel wyjazdu: rozszerzanie królestwa Bożego poprzez kolportaż czasopism misyjnych. Co za radość, że mogłem brać udział w misyjnym dziele Kościoła.” Terenem pracy apostolskiej Brata Augustyna były całe Kaszuby, od Chojnic do Helu. Było to szczególne wyzwanie i powołanie. Bracia kolporterzy otrzymywali na drogę od przełożonego błogosławieństwo i pieniądze na bilet w jedną stronę. Na powrót musieli sami zapracować. Przebywali w terenie trzy tygodnie. Potem wracali na tydzień do klasztoru. W sumie rocznie dziewięć miesięcy byli w podróży, a trzy we wspólnocie zakonnej. Po przybyciu do parafii zgłaszali się do proboszcza, który w niedzielę przedstawiał ich swoim parafianom i na ogół wskazywał dom, w którym mogli się zakwaterować. Potem już wszystko było proste. Bardzo wczesna pobudka. Modlitwy poranne, rozmyślanie, Msza św. w kościele. Śniadanie u księdza proboszcza i wędrówka od domu do domu, w mieście od suteren do strychu. Brat Augustyn nie tylko rozprowadzał czasopisma, ale działał bezpośrednio dobrym słowem, a przy okazji młodym chłopcom wskazywał drogę do Górnej Grupy. Było ich każdego roku dziesiątki. W ten sposób wielu z nich zostało misjonarzami. Okres wojny i okupacji spędził częściowo w gospodarstwie rodzinnym, a częściowo u gospodarza Malewskiego w pobliskiej Rumi. Krótko przed nadejściem frontu, 1 marca 1945 r. Niemcy wcielili go do pospolitego ruszenia (Volkssturm) i skierowali na obrzeża Gdyni do kopania rowów przeciwczołgowych. Po trzech tygodniach został ranny w prawe ramię. Po kilku dniach amputowano mu prawą rękę aż po bark. Musiał teraz uczyć się od nowa zapinania guzików, wiązania sznurowadeł na kokardkę, zamiatania pokoju, słania łóżka i pisania lewą ręką. Po powrocie do Górnej Grupy osłaniał swoje inwalidztwo narzucając na habit szeroką pelerynę. Wielu zauważało brak prawej ręki dopiero wówczas, kiedy Brat Augustyn na powitanie podawał lewą.
Podeszły w latach, młody duchem
W Górnej Grupie spędził dziesięć lat. W latach 1948-1949 dane mu było rozprowadzać dwa roczniki Kalendarza Słowa Bożego. Potem już tylko mógł w rodzinach zostawić mały obrazek lub różaniec. Wszelkie wydawnictwa kościelne zostały przez komunistyczne władze zakazane. W 1952 r. państwo ludowe odebrało werbistom klasztor i szkołę, zamieniając tę placówkę na filię szpitala psychiatrycznego ze Świecia nad Wisłą. W 1956 r. został przeniesiony do Domu Misyjnego św. Wojciecha w Pieniężnie, gdzie mieściło się Misyjne Seminarium Duchowne Księży Werbistów. Przez kolejne dziewięć lat obsługiwał furtę i modlił się za kleryków, których zwerbował wcześniej do Górnej Grupy, a którzy po kolei otrzymywali święcenia kapłańskie.
Ostatnią jego przystanią był Dom Misyjny św. Stanisława Kostki w Chludowie pod Poznaniem, dokąd został skierowany przez przełożonych w 1965 r. Był to wówczas dom formacyjny dla młodych braci zakonnych. Ale doczekał się chwili, kiedy w 1979 r., po 30 latach nieobecności, do Chludowa powrócili nowicjusze klerycy. Podeszły w latach, ale młody duchem miał doskonały kontakt z nowicjuszami. W Chludowie, jak długo starczało mu sił, był znowu furtianem. Punktualnie o godz. 9.00 wyruszał z klasztoru na pocztę. Niektórzy chludowiacy na jego widok nastawiali zegary, jak kiedyś obywatele Królewca regulowali zegary według pojawienia się na spacerze filozofa Immanuela Kanta. Zmarł w szpitalu w Poznaniu 25 stycznia 1984 r. w uroczystość liturgiczną nawrócenia św. Pawła, czyli jego patrona. Został pochowany na cmentarzu parafialnym w kwaterze zmarłych werbistów.
Szczególne charyzmaty
Brat Augustyn był niezwykle utalentowanym człowiekiem. Miał ogromnie rozwinięty zmysł spostrzegawczości, a fotograficzna pamięć pozwalała mu zapamiętywać najdrobniejsze szczegóły odwiedzanych miast i wiosek. Obdarzony był szczególnym charyzmatem obcowania z ludźmi. Zdobył encyklopedyczną wiedzę na temat poznanych rodzin. Znał kilkaset rodzin w przekroju trzech, a nawet czterech pokoleń. Umiał wszystkich nazwać po imieniu. To zjednywało mu ogromną rzeszę przyjaciół. Udawało mu się w każdej miejscowości odkryć kilkoro animatorów (wówczas mówiło się zelatorów), którzy w jego imieniu rozprowadzali czasopisma misyjne w swoim najbliższym otoczeniu. Szanowali go nie tylko prości ludzie. Bardzo gościnnie podejmowało go wielu proboszczów. Przyjaźnił się ze znanymi powszechnie Kaszubami, z Antonim Abrahamem, który w Wersalu zabiegał o przyłączenie Pomorza Kaszubskiego do Polski; z Janem Leszczyńskim, pochodzącym z Mechelinek, bosmanem na „Darze Pomorza”, z Janem Radtke, ostatnim wójtem wioski Gdynia. Kluczem do wielu drzwi było jego kaszubskie pochodzenie, a do serc ludzkich kaszubska mowa. Był miłośnikiem przyrody. Kochał kwiaty. Jego pokój zawsze był pełen zieleni. Miał poetycką duszę i w pewnym sensie można go nazwać poetą ludowym. Pisał prozą wierszowaną, ale tworzył też wiersze. Pięknie opisał potężny, stary świerk stojący w Chludowie za jego oknem, a także ptasie gniazdo. Zostawił wspomnienia o bliskich sobie osobach, o wiosce, w której się urodził, a z której za jego życia wyszło trzech kapłanów i cztery siostry zakonne. Jego kilkunastostronicowa relacja o rozwoju Gdyni została włączona do zbiorów historycznych miasta. Z okazji swoich 80. urodzin i zarazem Złotego Jubileuszu ślubów zakonnych otrzymał ponad 300 listów gratulacyjnych z Kaszub i całego świata, zwłaszcza od współbraci-misjonarzy. Jego wielki optymizm i entuzjazm dla sprawy misyjnej, której na swój sposób służył całym sercem, wypływały z głębokiej wiary i z przekonania, że wszystko, co czynił, znajduje oddźwięk przed tronem Bożym i wpływa na rozwój królestwa Bożego na ziemi. (autor tekstu: o. Alfons Labudda SVD).
Oryginalny tekst artykułu znajdziesz TUTAJ.
Życiorys został opracowany na podstawie kościelnych dokumentów archiwalnych, w tym ksiąg metrykalnych oraz dzięki współpracy i w oparciu o materiały udostępnione przez o. Alfonasa Labudę SVD, s. Mateuszę Nadolską CR, p. Irenę Myślisz. Bardzo dziękuję za wsparcie. ks. Rafał Dettlaff